Amerykańskie cła, zwane też coraz częściej „taryfami” za sprawą dosłownego tłumaczenia z angielskiego, to z całą pewnością temat ostatniego tygodnia w niemal każdej branży. Niewykluczone, że staną się także tematem roku, a może nawet dekady, ponieważ wielu ekspertów wskazuje, że możemy być świadkami początku nowego, globalnego kryzysu. Albo przynajmniej mocnych zawirowań.
25% na samochody
Przypomnijmy, jak sprawa wygląda w branży motoryzacyjnej. Od 3 kwietnia br., import samochodów do Stanów Zjednoczonych jest objęty cłem w wysokości 25%. To opłata, którą nałożono dodatkowo, oprócz tej istniejącej do tej pory w przypadku aut z Unii Europejskiej, o wysokości 2,5%. Amerykańska administracja argumentuje, że Unia Europejska nałożyła już dawno temu 10-procentowe cło na auta z USA i że bilans handlowy trzeba „wyrównać”. Od maja dodatkowe cła zostaną nałożone także na części samochodowe ze 150 kategorii. Na towary inne niż samochody nałożono 20-procentowe cła, w tym na stal i aluminium.
Bo, to zła Unia była
– Unia Europejska była dla nas bardzo zła. Nie biorą naszych samochodów, podobnie jak Japonia, nie kupują naszych produktów rolnych, nie kupują praktycznie niczego, a jednocześnie wysyłają miliony samochodów rocznie – Mercedesy, Volkswageny, BMW. Wysyłają nam miliony samochodów, a my nie mamy samochodu sprzedawanego w Unii. I tak już nie będzie – argumentuje Donald Trump.
Podwyżki? Raczej tak
Czy samochody – nie tylko w USA – podrożeją? Wiele na to wskazuje, zwłaszcza że nawet modele powstające w Stanach Zjednoczonych korzystają z licznych części, które muszą przyjechać z innych krajów, od Kanady po Chiny. Ważnym producentem podzespołów, głównie dla marek niemieckich, jest także Polska.
Eksperci szacują, że w USA wzrost kosztów produkcji aut wzrośnie średnio o 3000 dolarów (równowartość 11 700 zł), a w przypadku samochodów produkowanych w Meksyku i w Kanadzie – aż o 6000 dolarów (równowartość 23 500 zł).
Unijna odpowiedź
UE pracuje nad odpowiedzią na amerykańską politykę. Z jednej strony powinna być ostra, a z drugiej wyważona, mówimy bowiem wciąż o kraju stanowiącym gwarancję europejskiego bezpieczeństwa. Obecnie Bruksela ponowiła ofertę dla Stanów Zjednoczonych w sprawie zerowych stawek celnych, by zakończyć wojnę handlową.
„Oferta wciąż jest na stole” – powiedziała szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen. Unia przygotowała jednocześnie także wariant odwetowy. Obecnie zakłada on cła w wysokości 25% na większość produktów. Europa eksportuje do Stanów Zjednoczonych ok. 750 000 aut rocznie (dane za 2024 r.).
Chiny (na które również – jak na większość krajów świata) nałożono cła, wprowadzają z kolei 34-procentowe cła na produkty amerykańskie. Trump grozi, że w związku z tym jeszcze mocniej podwyższy swoje.
Polska gospodarka a cła
Czy Polska ucierpi na cłach, nazywanych już dziś „cłami Trumpa”? Niewykluczone, że najbardziej bolesne będą dla niej właśnie cła uderzające w branżę motoryzacyjną. Produkcja aut i elementów do nich odpowiada nawet za 8% polskiego PKB. „W 2024 r. produkcja sprzedana przemysłu motoryzacyjnego, obejmująca produkcję pojazdów samochodowych, przyczep i naczep (PKD 29), osiągnęła wartość 166,2 mld zł, co nominalnie oznacza wzrost o 1,9% w porównaniu do 2023 roku” – podaje portal AutomotiveSuppliers.pl.
„W 2024 r. eksport branży motoryzacyjnej spadł o 19,44%, osiągając wartość 37,56 mld euro. Niemcy pozostają najważniejszym odbiorcą polskiej produkcji, choć eksport do tego kraju spadł o 9,84%. W kontekście części i akcesoriów odnotowano jednak wzrost eksportu o 3,66%, co przyniosło rekordowe 13,2 mld euro – 38,72% całkowitego eksportu branży” – podaje strona tworzywa.online.

Branża automotive zatrudnia w Polsce ponad 200 tysięcy osób. W momencie, w którym cła sprawią, że ucierpią producenci niemieccy i tamtejsza gospodarka, również u nas będziemy mogli zauważyć znaczne spowolnienie, być może nie do uniknięcia będzie także likwidacja miejsc pracy. Czy tak się stanie, zależy od tego, czy cła zostaną utrzymane (nie jest to wcale pewne, patrząc na „dynamikę” decyzji Donalda Trumpa), jak zareaguje UE i co zrobią producenci. Spójrzmy, jakie decyzje planują w tej chwili.
Nie wszyscy wstrzymują
Teoretycznie, celem Trumpa jest to, by firmy przeniosły produkcję aut do USA. Niektóre z nich są skłonne faktycznie – w odpowiedzi na cła – to zrobić.
Hyundai jeszcze przed wprowadzeniem ceł zadeklarował inwestycje w wysokości 21 mld dolarów w amerykańskie fabryki i zwiększenie produkcji do 1,2 mln aut rocznie w swoich zakładach (w Georgii i w Alabamie). Obecnie wytwarzanych jest tam 700 tys. aut rocznie. W tej chwili Koreańczycy nie podnoszą cen – zapowiedzieli, że przynajmniej do 1 czerwca.
Produkcję w USA może zwiększyć także Mercedes. W Tuscaloosa w Alabamie może powstawać nowy model – choć jeszcze nie podano, jaki. Szef ds. produkcji w Mercedesie w rozmowach z mediami podkreśla, że w obecnych czasach liczy się „elastyczność” i że wpływ ceł wciąż jest oceniany. Za Oceanem najpopularniejszym modelem jest SUV GLC.

Nowy-stary (powrócił na stanowisko) szef Volvo Hakan Samuelsson w niedawnej wypowiedzi dla portalu Auto Express powiedział, że w obecnych realiach auta muszą być produkowane tam, gdzie je się sprzedaje. Zakłada więc zwiększenie autonomii poszczególnych oddziałów firmy (Chiny, Europa, USA) i zwiększenie regionalnej produkcji.
To oznacza także zwiększenie mocy produkcyjnych w fabryce w Stanach Zjednoczonych, w Karolinie Południowej, która została otwarta w 2018 r. (za poprzedniej kadencji Samuelssona) i w której produkowane jest flagowe, elektryczne EX90 oraz Polestar 3. Wcześniej wytwarzano tam S60.
Wstrzymanie i zwolnienia
Inną strategię przyjął Volkswagen. Jak podaje Automobilwoche, firma jak na razie wstrzymuje wysyłkę aut do USA zarówno z fabryk w Europie, jak i z zakładu w Meksyku. Wkrótce należy się spodziewać aktualizacji cenników w Stanach Zjednoczonych.
Wysyłkę aut wstrzymuje także Audi. Dotyczy to – jak podają media powołując się na wewnętrzną notatkę dla dealerów – wszystkich samochodów dostarczonych do portów w USA po 2 kwietnia. Audi ma na placach w tym kraju ponad 37 tysięcy aut, które dotarły przed wprowadzeniem ceł i nie są nimi objęte. Będą odpowiednio oznakowane i objęte specjalnymi ofertami w salonach.

Audi planuje także nową strategię komunikacyjną i promocyjną dotycząca aut „z placu”. Jak podaje Automobilwoche, firma obecnie „koncentruje się na zminimalizowaniu wpływu ceł na klientów i partnerów handlowych”.
Decyzję o zawieszeniu dostaw aut do USA – jak na razie na cały kwiecień – podjął również koncern Jaguar Land Rover. Marka podaje, że decyduje się na to pomimo faktu, że Stany Zjednoczone stanowią dla niej bardzo ważny i duży rynek (400 tysięcy aut rocznie, 25% światowej sprzedaży).
Stellantis (przypomnijmy, że w skład tego koncernu wchodzą nie tylko takie firmy, jak Fiat, ale także Jeep, Dodge i RAM) obecnie zwalnia 900 pracowników z amerykańskich fabryk. Praca w tych zakładach, a także w fabrykach w Meksyku i w Kanadzie, zostaje jak na razie wstrzymana na dwa tygodnie. Jak podała telewizja ABC, zwolnienia dotyczą fabryk na Środkowym Zachodzie USA, w tym w Detroit.
–W związku z wejściem w życie nowych taryf w sektorze motoryzacyjnym, będziemy potrzebować naszej zbiorowej odporności i dyscypliny, aby przetrwać ten trudny czas. Szybko dostosujemy się do tych zmian polityki i ochronimy naszą firmę, utrzymamy przewagę konkurencyjną i będziemy nadal dostarczać naszym klientom świetne produkty – powiedział Antonio Filosa, dyrektor Stellantis America w cytowanym przez ABC mailu do pracowników.
Z kolei marka Kia stawia na Europę – w związku ze spodziewanym odbiciem na rynku aut elektrycznych, koreańska marka to na Stary Kontynent ma obecnie skierować swoje główne zainteresowanie.
Oczekiwanie i wyprzedaże
Ford jak na razie twierdzi, że ma na tyle duże zapasy aut nieobjętych cłami na placach, że nie musi podnosić cen. Będzie też do czerwca oferować pracownikom samochody w promocyjnych cenach.
Toyota, czyli światowy gigant oferujący m.in. najlepiej sprzedające się modele aut w USA (Camry i RAV4), jak na razie „czeka i monitoruje sytuację”. Póki co nie przeprowadza podwyżek ani nie wstrzymuje dostaw.
Będzie gorzej?
– Amerykańska mania ceł może uruchomić spiralę, która może również wciągnąć kraje w recesję i spowodować ogromne szkody na całym świecie – powiedział cytowany przez „Bild” minister gospodarki Niemiec Robert Habeck.
Przedstawiciele branży patrzą na sytuację z niepokojem. Potencjalnie jeszcze groźniejsze skutki może mieć wejście w życie ceł na części samochodowe (od maja). Ich obowiązywanie zostało przesunięte o miesiąc na wniosek „wielkiej trójki” amerykańskich producentów (Ford, Stellantis, General Motors). Gdy już zaczną działać, może to prowadzić do jeszcze mocniejszego wzrostu cen produkcji aut. Co odczujemy w salonach – zapewne nie tylko w Stanach Zjednoczonych. A samochody już teraz trudno byłoby nazwać tanimi.
Komentarz eksperta

Aleksander Rajch, członek zarządu PSNM
Decyzja Prezydenta USA Donalda Trumpa, nakładająca 20% cła na importowane do USA towary (w tym 25% na pojazdy), stanowi zagrożenie dla konkurencyjności europejskiego sektora automotive, znacząco podnosząc koszty eksportu. Dla Europy eksport do Stanów Zjednoczonych jest jednym z kluczowych kierunków. W 2024 r. europejska branża automotive dostarczyła do USA ok. 750 tysięcy pojazdów o wartości 39 miliarów euro, z czego 15% stanowiły samochody elektryczne. Globalnie stanowiło to ponad 20% całkowitego eksportu Unii Europejskiej.
W efekcie, cła nałożone przez administrację Trumpa stwarzają ryzyko strat ekonomicznych, szczególnie w takich krajach jak Niemcy, Słowacja, Węgry czy Włochy. Pośrednio cła uderzą bardzo mocno również w polski przemysł, z uwagi na jego zależność od pozostałych państw członkowskich, zwłaszcza Niemiec (będących odbiorcą m.in. 35% polskiego eksportu podzespołów i niemal 50% eksportu baterii). Znaczna liczba części wytwarzanych w polskich fabrykach trafia do pojazdów przeznaczonych na rynek USA.
W rezultacie nałożenia ceł, realnym zagrożeniem dla europejskiego sektora automotive jest spadek przychodów, redukcja zatrudnienia i realne ryzyko zatrzymania obsługujących rynek USA fabryk takich krajach jak np. Meksyk czy Kanada. Europejski sektor motoryzacyjny znalazł się dziś na ostrym zakręcie, a cła są jednym z szeregu czynników przybliżających do poważnego kryzysu. Sektor wielokrotnie z opóźnieniem reagował na globalne trendy. USA inwestują w badania i rozwój ponad dwukrotnie więcej niż Europa (w 2023 r. 900 mld $ względem 387 mld EUR). Chiny opanowały 60% światowej produkcji samochodów elektrycznych i 80% produkcji przeznaczonych do nich baterii, a udział OEM z Państwa Środka na globalnym rynku stale rośnie kosztem europejskich koncernów.
Jedynym wyjście z tej sytuacji wydaje się być ucieczka do przodu i objęcie obszaru R&D absolutnym priorytetem, szczególnie finansowym. Kluczowe jest osiągnięcie technologicznej niezależności (zwłaszcza w obszarze bateryjnym) i zdecydowane podniesienie skalowalności produkcji. Europejscy interesariusze, z Komisją Europejską, branżą i rządami poszczególnych państw na czele, powinni potraktować cła jako jeden z ostatnich dzwonków alarmowych.
Polska musi postawić na innowacje i możliwie jak największą niezależność. Obecna struktura branży motoryzacyjnej opiera się na dostawcach Tier 2 oraz Tier 1, znaczna część produkcji przeznaczona jest na eksport. W prowadzonym przez Komisję Europejską rankingu innowacyjności państw członkowskich UE znajdujemy się na 5. miejscu od końca. To sprawia, że w kontekście trendów globalnych takich jak elektryfikacja, digitalizacja czy autonomizacja polskie przedsiębiorstwa stają się pierwszymi ofiarami zmian rynkowych. Działania wymierzone bezpośrednio w inne kraje, takie jak amerykańskie cła, uderzają rykoszetem w polskich dostawców, a możliwość podejmowania działań zaradczych przez krajowych interesariuszy jest w takich przypadkach symboliczna.
Dlatego podobnie jak inne państwa UE, Polska powinna postawić na innowacje i podjąć działania sprzyjające transformacji branży oraz dywersyfikacji działalności krajowych przedsiębiorstw. Znamy już przykłady polskich firm, które nie tylko zaznaczyły swoją obecność, ale nawet zajęły wiodące pozycje na europejskim rynku e-mobility (zwłaszcza w obszarze autobusów elektrycznych czy infrastruktury ładowania). Takich liderów zmian wciąż jest jednak zbyt mało. Jako PSNM przygotowaliśmy adresowany do administracji centralnej katalog rekomendacji sprzyjających transformacji i wzmocnieniu konkurencyjności branży automotive. Najważniejsze postulaty przedstawiliśmy dziś podczas spotkania z Prezesem Rady Ministrów.
Dotychczasowy brak odpowiedniego zaplecza w obszarze R&D sprawia, że rozwiązaniem sprzyjającym modernizacji polskiego pomysłu mogą być inicjatywy realizowane w ramach joint-venture z zagranicznymi partnerami technologicznymi. W ramach takich przedsięwzięć kluczowe jest zapewnienie jak najwyższego udziału polskich dostawców i poddostawców. Do tej pory w działaniach administracji centralnej bardzo brakowało holistycznego podejścia uwzględniającego w polityce przemysłowej kluczowe trendy kształtujące rynek motoryzacyjny. Dlatego postulujemy wyznaczenie dla nowej mobilności realistycznych celów strategicznych w wymiarze gospodarczym. Nasze rekomendacje obejmują również m.in. utworzenie wysoko wyspecjalizowanego ośrodka R&D (wzorem węgierskiego ZalaZone czy niemieckiego ARENA2036), wdrożenie instrumentów stymulujących wzrost kwalifikacji absolwentów szkół zawodowych, technicznych oraz wyższych, jak również przyjęcie specustawy znoszącej kluczowe bariery transformacji branży w wymiarze gospodarczym.
PM